Pieniny - pomysł na przedłużony jesienny weekend z dziećmi
Jak co roku, jesienią z okazji rocznicy ślubu wyjeżdżamy na kilka dni – zwykle na 3 noce. Najpierw jeździliśmy we trójkę, a w tym roku pierwszy raz pojechaliśmy w czwórkę. Tym razem postanowiliśmy wybrać się w Pieniny, żeby trochę poznać rejon w, którym żadne z nas jeszcze nie było.
Najlepsze szlaki turystyczne w Pieninach dla rodziny 2+ (małe a nawet bardzo małe) 2:
Szczawnica
Nocleg znaleźliśmy w Szczawnicy ze względu na bliską odległość od szlaków, które chcieliśmy zwiedzić.
Pierwszego dnia, zaraz po przyjeździe na miejsce, szybko ruszyliśmy w teren. Wybraliśmy trasę na Palenicę – szlak rozpoczynał się niedaleko naszej kwatery. Niestety wchodzenie pod górę z 5 latką i niemowlakiem w nosidełku zajmuje trochę więcej czasu, niż przewidywaliśmy i musieliśmy zawrócić bo zapadła ciemność. Na szczęście byliśmy dobrze przygotowani i czołówki poszły w ruch.
Wysoka – 1052 m n.p.m.
Dzień 2 – plan ambitny – wejście na Wysoką (1052 m n.p.m) - najwyższy szczyt Pienin. Niestety pogoda nie zachęcała, ale przecież nie przyjechaliśmy, żeby siedzieć w pokoju. Samochodem podjechaliśmy do Jaworek i siup na szlak.
Z początku trasa prowadzi przez urokliwy Wąwóz Homole, pełen drewnianych i metalowych pomostów, po których przekracza się potok.
Na końcu Wąwozu Homole znajdują się tzw Kamienne Księgi, w których wg legendy zapisane są losy całego świata.
Następny etap wspinaczki to Połonina Kiczera – rozległy, trawiasty teren, na którym wypasane są owce – niezliczone odchody wyraźnie wskazują drogę ich przemieszczania się.
Naprawdę wspaniałe widoki. Na tym etapie najmłodszy podróżnik obudził się i musieliśmy zrobić małą przerwę na karmienie. Siedząc pod drzewem mogłam spokojnie kontemplować przepiękne widoki – góry jesienią mają niesamowity urok – stoki gór są różnokolorowe – to dzięki drzewom liściastym – liście są zielone, żółte, złote, pomarańczowe, brązowe, a nawet czerwone. Wszystko razem tworzy przepiękną mozaikę.
Udało nam się po drodze nawet wypatrzeć salamandrę plamistą, która umościła sobie spanko w korzeniu tuż przy szlaku.
Po pokonaniu Połoniny weszliśmy do Rezerwatu Wysokie Skałki. Ten odcinek był najtrudniejszy. Od samego rana mżył deszcz. Szlak pełen jest kamieni i gliniastego podłoża, które w połączeniu z wodą robi się śliskie jak lód.
Wchodziliśmy powoli głównie ze względu na dzieci. Mąż trzymał mocno córcię za rękę jednocześnie asekurując mnie, ponieważ nosidełko skutecznie ograniczało widoczność dolnych partii ciała, w tym stóp. Udało się – osiągnęliśmy szczyt. Niestety widoczność była zerowa, poza barierkami widać było jedynie mgłę i chmury, a temperatura gwałtownie spadła. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie na tle mgły 😊, wszyscy dostaliśmy pieczątki i zaczęliśmy schodzić.
Chcieliśmy jak najszybciej zejść poniżej linii chmur, ponieważ niska temperatura i duża wilgotność nie były zbyt przyjemne. Tak jak przewidywaliśmy zejście zajęło nam więcej czasu ze względu na złe warunki pogodowe, ale i tak byliśmy z siebie, a zwłaszcza z córci bardzo dumni. Nasza starsza pociecha bez marudzenia, o własnych siłach wdrapała się na 1052 m n.p.m. udowadniając sobie i nam ,że jest bardzo dzielnym piechurem. Co prawda nie był to jej pierwszy wyjazd w góry jednak pierwszy, w którym nie wspomagaliśmy się wózkiem. Zmęczeni, brudni po kolana, ale mega szczęśliwi dotarliśmy do samochodu i ruszyliśmy zjeść coś pysznego, bo mimo zabranej wałówki burczało nam bardzo w brzuszkach.
Palenica
Dzień 3 – po przebudzeniu odczuwaliśmy skutki dwóch poprzednich dni i postanowiliśmy zrobić sobie bardziej lightowy dzień – pierwotnie planowaliśmy trzeciego dnia iść na Trzy Korony. Jednak w związku ze zmęczeniem i słabą pogodą – zależało nam na widokach ze szczytu – zmieniliśmy plany. Wybraliśmy się na Palenicę i Szafranówkę trasą wzdłuż Dunajca, przekraczając granicę i wchodząc na Palenicę od strony Słowackiej. Było wspaniale – cisza, spokój, turystów jak na lekarstwo – na szlaku byliśmy praktycznie sami.
Będąc po Słowackiej stronie natknęliśmy się na zabawną sytuację – dużą część szlaku pokonuje się to po polskiej to po słowackiej stronie – idzie się praktycznie po granicy. W pewnym momencie trafiliśmy na znak pokazujący czas do Leśnicy – tak naprawdę były dwa identyczne znaki – jeden polski, a drugi słowacki stojące tuż koło siebie – nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pokazywały inny czas dojścia w to samo miejsce. Różnica wynosi 10min 😊. Czy to znaczy, że u nas czas płynie inaczej? A może Słowacy są po prostu szybsi – w końcu są u siebie i widocznie mniej się rozglądają? 😊
Dotarliśmy na Palenicę – goniły nas burzowe chmury, więc mocno przyśpieszyliśmy kroku – na szczycie pusto…..żywej duszy nie było, a sam szczyt jeśli chodzi o infrastrukturę bardzo przypominał mi Gubałówkę. Mimo, że zdążylibyśmy na ostatni kurs kolejką ambitnie postanowiliśmy zejść o własnych siłach. Początkowa część szlaku w dół do Szczawnicy jest bardzo nieciekawa – wąsko, dużo krzaków i niskich gałęzi. Jak na złość zapadł zmierzch – widać taki nasz los, że z Palenicy musimy schodzić po ciemku (tak jak pierwszego dnia) – znów czołówki się przydały 😊.
Kolejny dzień za nami – dzieciaki spisały się na medal – córcia dziarsko i chętnie maszerowała, a synuś przespał prawie cały spacer – nie ma to jak świeże górskie powietrze.
A propos powietrza – byliśmy na początku października, było chłodno, ale nie było mrozu, a smog w Szczawnicy był wprost nieznośny. Strach pomyśleć co dzieje się tam w środku sezonu smogowego.
Trzy Korony
Dzień czwarty – od samego rana świeciło słońce i zapowiadał się piękny dzień. Pełni energii i zapału ruszyliśmy na podbój szlaku prowadzącego na Trzy Korony, a konkretnie Okrąglicę (982 m npm). Już na samym początku weszliśmy na teren Pienińskiego Parku Narodowego i po zaopatrzeniu się w świeżutkie i przepyszne oscypki zaczęliśmy spacer pięknym Wąwozem Szopczańskim.
Przyjemny spacerek wąwozem szybko zamienił się we wspinaczkę po schodach po zalesionym zboczu. Oj z obciążeniem w postaci mojego ukochanego synusia to nie był zwykły lekki spacerek po schodkach 😊.
Po tej nie łatwej wspinaczce docieramy do Polany i Przełęczy Szopczańskiej, gdzie znajduje się skrzyżowanie szlaków – my udaliśmy się w górę – w kierunku szczytu. Z każdym metrem robiło się coraz zimniej, a w okolicach szczytu pojawił się na ziemi szron.
Aby dostać się na szczyt i platformę widokową należy przejść po kilku metalowych pomostach i kilku zestawach schodów. W sezonie strażnik kontroluje ilość turystów wchodzących na szczyt, aby nie było zbyt tłoczno. Po ilości ławek wnioskuję, że jest ich naprawdę bardzo dużo. My mieliśmy szczęście – jesienią turystów jest jak na lekarstwo. Wdrapaliśmy się na szczyt i było…… wprost cudownie. Widoki niesamowite – ta przestrzeń, wijący się u stóp Dunajec i Tatry w oddali. Choć przyznam, że tak jak pięknie tak i strasznie – wysokość duża, a zabezpieczenia hmmmm – teoretyczne 😊 (zwłaszcza dla kogoś z lękiem wysokości). Warto było – polecam! Na szczycie spotkaliśmy Pana, który mówił, że był tam kolejny raz, ale wcześniej wchodził bez platformy – szacunek – w życiu bym się na to nie zdobyła.
Dla odmiany na zejście wybraliśmy inny szlak, aby trochę urozmaicić spacer.
Nasza córcia po raz kolejny nas zaskoczyła – dzielnie pokonała całą trasę bez marudzenia i ociągania się.
Powrót do domciu, pyszna kolacja i fru do wyrka – to był niestety ostatni dzień naszych górskich wojaży. Następnego poranka wracaliśmy do Warszawy.
Podsumowując – gorąco polecam Wam odwiedzenie Pienin jesienią. Polecam również trekking z dziećmi – zaszczepiajcie w nich miłość do gór, bo to wspaniały sposób na wspólne spędzanie czasu. Dla dziecka najważniejsze jest, żeby być razem, żeby dobrze się bawić. W czasie spaceru jest czas na rozmowy, na zabawy, na wymyślanie różnych śmiesznych piosenek, czy wierszyków. Nie powiem, zdarzały się słabsze momenty i „mamusiu, już mi się nie chce”, ale od czego jest dobrze przemyślany system nagród i ratunkowy zestaw ulubionych słodkości w plecaku? Oczywiście po to, żeby uzupełnić zapasy energii 😊. Zauważyliśmy, że dla naszej córci nie były problemem trudne odcinki, na których czasem ja wymiękałam, bo a – bałam się, że się wywrócę niosąc Krzysia i b – po prostu byłam zmęczona. Dla niej problemem były czasem płaskie, „nudne” odcinki, na których niewiele się działo.
Dzieciaki są bardzo dzielne, wytrwałe, odważne i wytrzymałe – musimy po prostu dać im szanse się wykazać.
Pieniny jesienią - porady, praktyczne sprawy:
- do Szczawnicy z Warszawy jest troszkę ponad 400km i wg nawigacji powinno nam to zająć 5h - niestety życie z marudnym, nie przepadającym za jazdą samochodem niemowlakiem wydłużyło nam czas podróży o mniej więcej 1,5 h. Byliśmy zmuszeni do kilku postojów - jedzenie, kupa albo po prostu "mamo wyjmij mnie z tego potwornego fotelika i przytul"
- koszt noclegu w naszym przypadku wynosił 720 zł i obejmował 4 noce dla 4 osób - de facto 3 ponieważ pobyt synka był bezpłatny
- jeśli chodzi o jedzenie to byliśmy bardzo mile zaskoczeni ponieważ Szczawnica oferuje bardzo dużo miejsc w, których można było dobrze zjeść i w przeciwieństwie do Zakopanego wybór dań wegetariańskich nie ograniczał się do pierogów ruskich i pierogów z owocami. Ceny posiłków również nie przyprawiały o zawrót głowy - 3 porcje, z przystawkami, deserami i mężusiowym alkoholem kosztowały nas 120-130zł.
- noszę synka w nosidełku od momentu gdy skończył 2 miesiące. Jest wymagającym dzieckiem potrzebującym więcej bliskości i ciągłego kontaktu ze mną. Nigdy nie przepadał za wózkiem, dlatego też fakt ,że będąc czy to nad morzem czy to w górach będę musiała go nosić cały czas nie był dla mnie kłopotem. Na szlakach, które opisałam nie było możliwości korzystania z wózka - musicie to wziąć pod uwagę planując wyjazd. Obecnie większość (jak nie wszystkie) popularne szlaki są udokumentowane na you tubie - dobrze spojrzeć sobie na nie przed wyjazdem.
- karmienie na szlaku również w naszym przypadku nie było kłopotem ponieważ miałam jedzonko zawsze przy sobie, odpowiednio podgrzane i w pojemniku , który synuś uwielbia - tak, karmie piersią :)
- podsumowując na cały wyjazd - paliwo, noclegi, jedzenie wydaliśmy ok 2000zł
Jeśli chodzi o Pieniny to na pewno jeszcze tam wrócimy, mamy nadzieję, że całą czwórką.
Przeczytaj też:
- Bieszczady z dziećmi
- Góry z dzieckiem - Zakopane w Listopadzie
- FERIE ZIMOWE - POMYSŁ NR. 3 -KARKONOSZE
- Ferie zimowe - pomysł nr 1 - Zakopane
- Mama, tata i krótkie wakacje - ciągłe wyrzuty sumienia czy spełnianie marzeń?